Bogusław Kośmider: Trzeba być przygotowanym na współpracę z Łukaszem Gibałą [Rozmowa]

Bogusław Kośmider fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Trzeba być przygotowanym na wariant współpracy z radnymi Łukasza Gibały – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta Krakowa. Samorządowiec podkreśla, że w tegorocznych wyborach prezydentem Krakowa prawdopodobnie znów zostanie Jacek Majchrowski.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Kto zostanie prezydentem Krakowa w tym roku?

Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta Krakowa: Myślę, że na 99 procent prezydentem Krakowa będzie prof. Jacek Majchrowski.

Dlaczego?

W drugiej turze zmierzy się z panią Małgorzatą Wassermann i wygra.

Może się zdarzyć, że prezydent Majchrowski w drugiej turze zmierzy się z Łukaszem Gibałą. Czy wtedy prezydentura dla Jacka Majchrowskiego jest pewna?

To jest scenariusz mało realny. Mimo różnych działań pana Łukasza Gibały ma on pewnego rodzaju szklany sufit i trudno mu będzie go przebić. Oczywiście nie jest to niemożliwe, ale byłoby to bardzo trudne. Nawet gdyby przebił ten sufit, to mieszkańcy Krakowa lubią zmiany, ale w spokojnym stylu. Łukasz Gibała tego nie zagwarantuje.

Wróćmy jeszcze do omówienia drugiej tury w wariancie Jacek Majchrowski kontra Małgorzata Wassermann. Prawdopodobnie Łukasz Gibała uzyska dwucyfrowy wynik, więc to on może wskazać przyszłego prezydenta Krakowa. Czy tutaj nie widzi Pan zagrożenia, że jednak nie poprze Jacka Majchrowskiego i jego elektorat odda głos na Małgorzatę Wassermann?

To oczywiście jest możliwe, choć Łukasz Gibała zarzeka się, że nikogo nie wskaże. Myślę, że to wyborcy sami decydują i wtedy ludzie, zupełnie hipotetycznie, stanęliby przed wyborem, czy wybrać rewolucyjne, kontrowersyjne zmiany, czy kontynuację. Kraków to miasto spokojnej zmiany, ewolucji, a nie rewolucji, stąd wydaje mi się, że ten bój będzie wygrany przez prezydenta Jacka Majchrowskiego.

Czy nie czeka nas po wyborach rewolucja w radzie miasta? Teraz mamy jasny układ, koalicja prezydencka może przegłosować prawie wszystko, a w nowej radzie języczkiem u wagi może zostać stronnictwo Łukasza Gibały, a to oznacza, że klub prezydencki oraz PiS nie osiągnie samodzielnej większości.

Może się tak zdarzyć, ponieważ okręgi wyborcze, które mamy w przypadku osiągnięcia przez kogoś nastu procent, lokalnie dadzą mu mandat. Stąd trzeba być przygotowanym na taki wariant. Myślę, że wtedy to będzie wielka próba dla krakowskiego samorządu, w tym próba dla Łukasza Gibały. Jeśli jego ludzie będą blokowali działania samorządu, co jest możliwe, to wielkie marzenie pana Gibały, aby zostać prezydentem, będzie się oddalało. Jedyna szansa to jakiegoś rodzaju współpraca. Przy czym pole tej współpracy trzeba będzie prędzej czy później określić.

A ta współpraca ludzi Łukasza Gibały bardziej mogłaby się zrealizować w porozumieniu z PiS-em czy stronnictwem prezydenta Majchrowskiego?

Zależy o co chodzi.

To na początku sprawy personalne.

Sprawy personalne to troszkę techniki, arytmetyki oraz geniuszu. Myślę, że jedna i druga strona będzie miała podobne szanse. Przy czym bardzo szybko, potencjalnie, ludzie Łukasza Gibały będą sprawdzeni przez życie. Trzeba wziąć odpowiedzialność za złe i dobre, popularne i mało popularne decyzje. Po takim pierwszym prysznicu odpowiedzialności rada będzie inaczej wyglądać.

Podczas układania list wyborczych jako członkowie Platformy Obywatelskiej podnosiliście Państwo, że taki wspólny blok przełoży się na pewną większość w radzie miasta. Czy teraz studzicie już Państwo nastroje i mówicie, że nie będzie większości bezwzględnej?

Dalej bardzo prawdopodobny jest wariant, że klub wielkiej koalicji będzie miał większość. Choć również jest wariant, że zabraknie dwóch lub trzech mandatów. Gdybyśmy szli osobno, to byłoby jeszcze gorzej. Metoda D'Hondta jest nieubłagana i premiuje tych większych. W wyborach koalicja zdobędzie większą niż w rozproszeniu liczbę mandatów i powinno to dać większość w radzie.

Chciałem zmienić temat i zająć się Pana osobistym programem wyborczym. Znajduje się w nim punkt o konsultowaniu z mieszkańcami założeń do budżetu miejskiego. Przez cztery lata poprzedniej kadencji takie konsultacje założeń się nie odbywały, to co teraz miałoby się zmienić?

Częściowo program „Otwarte i bezpieczne finanse” wdrożyłem w szczególności w zakresie Karty Krakowskiej i nowych dochodów. Marzy mi się, aby w perspektywie kolejnych lat dane budżetowe były jeszcze bardziej dostępne. Otwarte finanse polegają na tym, że to co się dzieje przedstawiane jest cały czas, różne uchwały, które są założeniami budżetowymi. Tylko te założenia trzeba przełożyć z języka formuł i liczb na język praktyki. Kiedyś próbowaliśmy coś takiego robić dwie kadencje temu, ale mieliśmy opinię, że to nie jest prawidłowe i jedynym autorem budżetu może być prezydent. My możemy przedstawiać prezydentowi pewne założenia.

Jednak w konsultowaniu założeń budżetowych widzę bardziej rolę prezydenta i urzędu niż radnych.

Pokazywanie, w którym kierunku idzie miasto od strony budżetowej, w sposób zrozumiały dla mieszkańców moim zdaniem jest formą edukacji finansowej, której nam wszystkim brakuje. Marzy mi się takie narzędzie, które pozwoli radnym zobrazować, jakie skutki dla budżetu powoduje wprowadzenie jednego zadania i ściągnięcie drugiego. To jest coś, co uczyłoby nas, radnych i mieszkańców, zarządzania finansami.

To gra Sim City dla radnych, aby widzieli skutki swoich decyzji?

To już było. Raczej podejmowanie decyzji ze świadomością ich skutków. Bo jak słyszę, że na to będą pieniądze, a nikt nie mówi z czego, to widzę, że taka edukacja wszystkim nam by się przydała. Przy dzisiejszych popularnych narzędziach informacyjnych takie rzeczy da się zrobić. I nie mówię o Sim City, bo 10 lat temu nawet w radzie miasta graliśmy w tę grę i miałem nawet niezły wynik. Bardziej mi chodzi o to, żeby przybliżyć finanse mieszkańcom.

Czy mieszkańcy potrzebują, żeby ich edukować o finansach miejskich? Mnie się wydaje, może błędnie, że krakowianie nie odczuwają potrzeby, aby zagłębiać się w te tematy.

Zobaczymy, jak będzie naprawdę. Myślę, że nie jest tak, że ludzie będą gremialne w to szli. Mamy dobre doświadczenia edukacyjne z Budżetu Obywatelskiego. W moim programie, ale w innej jego części, jest postulat, aby jeszcze szerzej udostępniać dane miejskie, żeby mogli ulepszać miasto.

To zatrzymajmy się w tym punkcie smart-city. W programie znalazłem informację o stworzeniu czujników, które wskazywałyby dostępność miejsc postojowych. Pomysł pojawia się co jakiś czas, a wykonanie go przez miejską spółkę nie jest oszałamiające.

W niektórych miastach europejskich takie rozwiązania są stosowane. To kwestia perspektywy końca kadencji, która się teraz zacznie. Coraz więcej ulic będzie miało wbudowane czujniki w nawierzchnię. Będą dane, które umożliwią tworzenie aplikacji. Tak samo marzy mi się, aby dane z ruchu autobusów czy tramwajów były dostępne publiczne.

Dane są udostępniane i młodzi mieszkańcy Krakowa stworzyli aplikację do śledzenia położenia tramwajów, ponieważ urząd nie podjął się tego zadania.

I powinno być więcej takich rzeczy. Na zachodzie montuje się przy drzwiach autobusów bramki zliczające.

W Krakowie już jakiś czas temu padały obietnice.

Nie od razu Kraków zbudowano. Takie rzeczy, aby mogły być zrealizowane w sytuacji mniej lub bardziej naprężonego budżetu, to nie jest to wydatek pierwszej wagi. Te rzeczy będą robione.

To wróćmy jeszcze do czujników parkowania. Nie ma myślenia, aby je montować krok po kroku np. przy generalnych remontach ulic. Tak się niestety nie dzieje, np. teraz mamy rozkopaną ulicę Królewską, ale nikt nie mówi o montażu czujników.

Myślę, że jest takie planowe myślenie. Smart-city musimy jeszcze bardziej rozwijać, choć dziś mamy aplikacje, na których zaznacza się np. uszkodzenie nawierzchni i nasze zgłoszenie trafia do ZIKiT. Marzy mi się rozwiązanie, które jest w miastach amerykańskich oraz niektórych europejskich, że mieszkańcy mają do dyspozycji jeden numer telefonu, pod którym mogą zgłosić wszystkie sprawy miejskie.

W Krakowie dalej to nie obowiązuje. Każda jednostka ma swoją dyspozytornię i swój numer. Czy to jest na tyle skomplikowane, że sprawy nie da się załatwić na poziomie zarządzenia prezydenta, aby jeden podmiot obsługiwał centralę telefoniczną?

To wymaga innego podejścia, niestety kosztownego.

Teraz mamy księstwa w księstwie. Każda jednostka działa trochę jako autonomiczny byt, a mieszkaniec musi znać strukturę administracji, aby wiedzieć, do kogo należy np. chodnik w pasie drogowym.

W większości miast w Polsce tak to wygląda.

To nie jest wytłumaczenie, że podobnie wygląda to w innych miastach.

Mamy w Krakowie bardzo dobre, wzorcowe rozwiązania w postaci Barometru Krakowskiego czy Obserwatorium Geodezyjnego i uczymy innych, jak tworzyć takie rzeczy. Być może warto pojechać do Londynu, Frankfurtu, żeby te inne rozwiązania umieć wdrożyć. Kiedyś wystarczyło w mieście oferować dobre, tanie usługi i mieszkańcy byli zadowoleni. Teraz krakowianie chcą mieć większy wpływ na to, co się dzieje. Myślę, że nie tylko chcą mieć dobrą wodę i punktualne autobusy, ale chcą mieć wpływ na to, którędy te autobusy pojadą i co będzie robione w ich najbliższej okolicy. A to jest właśnie inteligentne miasto. I taki staje się nasz Kraków!

comments powered by Disqus