Prof. Mariusz Czop ostrzega, że w całym kraju kryją się setki bomb ekologicznych, które cały czas oddziałują na zdrowie ludzi. W samym Krakowie jest kilka takich miejsc. Poseł Aleksander Miszalski obiecał, że zajmie się zmianami w prawie, by poradzić sobie z tym problemem.
Z szacunków, które podaje profesor Czop wynika, że nawet 2 proc. powierzchni Polski to tereny zanieczyszczone. W dużej mierze występują one w miastach, gdzie przez lata funkcjonowały państwowe zakłady przemysłowe, a po transformacji i zmianach własnościowych, nie doszło do rewitalizacji gruntów, które teraz często są przeznaczane pod zabudowę mieszkaniową.
Kto za co płaci?
– Deweloper zarządza takim terem przez pięć, sześć lat, a później przekazuje własność wspólnocie. Jeśli mieszkańcy wykryją zanieczyszczenia, to niestety sami muszą zapłacić za ich usunięcie – tłumaczy Mariusz Czop.
Według naukowca z AGH problem jest duży, nikt się nim specjalnie nie przejmuje, a rządzący do tej pory nie stworzyli konkretnych narzędzi, jak sobie z tym poradzić. – W zasięgu tych bomb ekologicznych może żyć kilkaset tysięcy osób. Te zanieczyszczenia powoli sączą się do organizmów, powodując różnego rodzaju negatywne efekty zdrowotne – mówi.
Jak dodaje prof. Czop każdy rok bezczynności w tej kwestii, zwiększa nakłady finansowe, jakie będzie trzeba ponieść w przyszłości.
Radny Miejski Łukasz Maślona podkreśla, że zarówno mieszkańcy, jak i samorządy są zostawione same z tym problemem. – Zgodnie z prawem to właściciele gruntów muszą zapłacić za ich oczyszczenie. Tak też było z Górką Narodową, gdzie okazało się, że musimy dopłacić 40 mln złotych – stwierdza.
Podobnie jest z terenami w rejonie kombinatu. Tam jednak miastu nawet nie zależy na tym, by zbadać glebę i wody gruntowe, a kolejne uchwały rady miasta w sprawie powołania zespołu i sprawdzenie, co kryje się w pohutniczej ziemi, są zaskarżane do sądu administracyjnego.
Potrzebna zmiana prawa
– To chyba problem mentalnościowy po stronie Zjednoczonej Prawicy, bo również minister Jacek Ozdoba jeździ po Polsce i mówi, jak to sukces osiągnął, bo rozwiązał problem bomb ekologicznych – dodaje poseł Aleksander Miszalski.
– Ta specustawa to wielki bubel prawny, bo gmatwa odpowiedzialność i kompetencje różnych organów. Po drugie ta ustawa dotyczy jedynie pięciu obszarów w kilku miastach, nie rozwiązuje całościowego problemu – zaznacza polityk.
Aleksander Miszalski zapowiedział, ze będzie walczył w sejmie o zmiany w prawie na wzór amerykański. Chodzi o to, by państwo nie tylko przejęło odpowiedzialność za obszary skażone i zanieczyszczone, ale też je wcześniej identyfikowało, a ostatecznie zrewitalizowało z własnych środków. Miszalski dodaje, że należy również wyposażyć wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska w odpowiednie finansowanie i narzędzia, które pomogą w rozwiązaniu tych problemów.