Paweł Brożek strzela, czyli kto „ożywił Sfinksa"

Paweł Brożek fot. Maciej Kozina
Forma 36-latka z Wisły Kraków jest jednym z największych pozytywnych zaskoczeń początku sezonu w ekstraklasie. Dzięki dwóm bramkom z Zagłębiem Lubin legenda Wisły awansowała na ósme miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii ligi.

Brożek ma na koncie 146 trafień w najwyższej klasie. W sobotę wieczorem awansował na ósme miejsce w Klubie 100, który zrzesza najskuteczniejszych piłkarzy w historii ekstraklasy. Jedyny czynny zawodnik w tym gronie zrównał się liczbą goli z byłym świetnym napastnikiem Polonii Bytom Janem Liberdą. Patrząc na jego skuteczność, zagrożone mogą się czuć legendy polskiej piłki: członek sztabu Wisły Kazimierz Kmiecik (153 trafienia) i były gracz Górnika Zabrze Włodzimierz Lubański (155).

– Forma dopisuje, więc dlaczego nie mam stawiać sobie kolejnych celów? Oczywiście za dwa tygodnie wiele się może zmienić, ale zrobimy wszystko, aby moją dyspozycję utrzymać jak najdłużej – mówi najbardziej utytułowany piłkarz w historii Wisły.

Brożek „maczał palce” przy ponad połowie z 11 strzelonych przez Białą Gwiazdę goli – pięć razy trafił do siatki i miał jedną asystę. Brakuje mu jeszcze jednego, by wyrównać osiągnięcie z sezonu 2016/2017, który w ostatnich latach był jednym z lepszych. Przeciwko Zagłębiu Lubin wpisał się na listę strzelców w trzecim meczu z rzędu. By znaleźć podobny jego wyczyn, trzeba się cofnąć w czasie do przełomu listopada i grudnia 2013 roku. 

Kontuzje nie przeszkadzają

„Stolar to by nawet Sfinksa ożywił” – tak formę byłego reprezentanta Polski skomentował selekcjoner kadry U-21 Czesław Michniewicz. Trener Maciej Stolarczyk od początku pracy przy Reymonta podkreśla, że jego celem jest wprowadzanie młodzieży. Jednocześnie równe mocno podkreśla, że nie patrzy piłkarzom w metrykę. A w Wiśle zawodników grubo po trzydziestce, a nawet blisko czterdziestki nie brakuje. 

Wpływ na ostatnie słabsze sezony Brożka miały problemy ze zdrowiem. W 2016 roku na naszych łamach skarżył się na zwyrodnienia i zwapnienia. We znaki dawał mu się także mięsień dwugłowy, który uniemożliwiał mu normalną pracę na treningach.

– Nadszedł w moim życiu taki czas, że – mówiąc z przymrużeniem oka – otwieram lodówkę i od razu mam grypę – podkreślał trzy lata temu.

Powrót Brożka do formy i mniej doskwierające problemy ze zdrowiem zbiegły się w czasie z dołączeniem do sztabu Wisły Leszka Dyi. Były lekkoatleta, ceniony specjalista od przygotowania fizycznego współpracował z napastnikiem przed laty, ale teraz Brożek ma go na co dzień. Zdradził, że nawet dwa-trzy dni po meczu nie ćwiczy z drużyną, tylko ma indywidualnie zajęcia z Dyją.

– Nauczyłem się poznawać reakcje organizmu na bodźce. Potrafię przewidzieć reakcję zawodnika i odpowiednio dobrać ćwiczenia – mówił nam trener.

Po sezonie 2017/2018 Brożek pożegnał się z Wisłą, choć nie zamierzał jeszcze kończyć kariery. W kadrze nie chciał go już ówczesny trener Joan Carrillo. Gdy Hiszpan odszedł, a w klubie doszło do sporych zmian i na jaw wyszły poważne problemy, napastnik postanowił pomóc 13-krotemu mistrzowi Polski. Latem, po raz drugi po powrocie, przedłużył kontrakt. Trudno dziś wyrokować, czy sezon 2019/2020 jest jego ostatnim.