Krzysztof Mazur: Ludzie nie oczekują od senatorów aktywności [Rozmowa]

Krzysztof Mazur fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Zmiana generacyjna, którą obserwujemy, dokonuje się na każdym poziomie. Dziś politycy mają w swojej kieszeni narzędzia do tego, żeby mówić bezpośrednio do ludzi – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl kandydat Prawa i Sprawiedliwości na senatora.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Nie wyglądasz jak senator, nie nosisz krawata ani marynarki.

Krzysztof Mazur, kandydat na senatora z poparciem Zjednoczonej Prawicy: Dziękuję, traktuję to jako komplement.

Skąd pomysł, aby startować do senatu? Tylko proszę bez haseł politycznych w stylu „startuje dla dobra kraju”.

Jak zacznę mówić politycznie, to mi przerywaj (śmiech). Od 2002 roku działam w Klubie Jagiellońskim, przez osiem lat byłem jego prezesem. W opinii wielu osób byliśmy środowiskiem, które zajmuje się jedynie publicystyką. A my robiliśmy realną, społeczną robotę. Weźmy prosty przykład obywatelskiej poradni prawnej. Podczas mojej kadencji pomogliśmy kilku tysiącom osób w bardzo konkretnych sprawach. Organizowaliśmy również projekty społeczne, odpalaliśmy petycje z konkretnymi rozwiązaniami. Zawsze uważałem, że tego typu działalność jest równie ważna jak publicystyka czy raporty eksperckie.

Przed naszym spotkaniem rozmawiałem z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Mówili o Tobie: nareszcie niech Klub Jagielloński zweryfikuje w rzeczywistości swoje idealistyczne poglądy.

Także się cieszę na to wyzwanie (śmiech). Przyszedłem do Klubu Jagiellońskiego w 2002 roku, gdy była to grupka idealistów bez żadnego zaplecza. Przez kilkanaście lat pozytywistycznej pracy zbudowaliśmy organizację, która dziś jest uznana za jedną z najbardziej wpływowych na polskiej prawicy. Od zera stworzyliśmy na przykład Akademię Nowoczesnego Patriotyzmu, ogólnopolski projekt, w którym co roku brało udział ponad 10 tys. uczniów. Powtarzałem, że publicystyka ma pokazywać konkretne rozwiązania i prowadzić do pewnych praktycznych zastosowań. Nie zawsze się udawało, bo skądś wziął się wizerunek Klubu Jagiellońskiego jako organizacji głównie publicystycznej, a umykały rzeczy praktyczne, jak np. Akademia Nowoczesnego Patriotyzmu. Od dwóch lat jestem również w Radzie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, którego budżet roczny to ponad 5 miliardów złotych. Może i jestem idealistą, ale takim, który potrafi dowozić tematy.

Przejdźmy jednak do kwestii senatorskich. Jak już wspomniałeś o Akademii Nowoczesnego Patriotyzmu, sam uczestniczyłem w tym projekcie w liceum…

No widzisz, nawet nie wiedziałem, że mamy tak utalentowanych absolwentów.

Wiesz co zapamiętałem z pogadanki o senacie: w tej izbie są wygodniejsze fotele niż w sejmie. W senacie się duma. Do takiego miejsca chcesz iść?

Znowu zaczynając od konkretu. Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora daje senatorowi bardzo duże kompetencje interwencyjne. Senator może wejść do urzędu, spółki skarbu państwa czy nawet organizacji społecznej i poprosić o dokumenty, a także uczestniczyć w sesjach sejmiku, rady powiatu czy miasta. To są bardzo duże kompetencje, których zazwyczaj nie wykorzystują parlamentarzyści.

Dlaczego senatorowie tego nie robią?

Bo ludzie tego od nich nie oczekują! Bardzo chciałbym zmienić to nastawienie. Powinniśmy wymagać od polityków więcej.

Każdy z polityków w trakcie kampanii wyborczej broni drzew, obniża ceny biletów na komunikację miejską czy ratuje zwierzęta. Czy podobnie nie skończy się w Twoim przypadku: przed wyborami wiele obietnic tego, jak będziesz aktywny, a po wyborach zaśniesz na cztery lata i obudzisz się w kolejnej kampanii wyborczej?

Jeśli zostanę wybrany, to dzień po wyborach na konferencji prasowej zaprezentuję plan działań na pierwsze trzy miesiące nowej kadencji. A potem będę sukcesywnie informował o kolejnych planach i inicjatywach. Senator z takimi uprawieniami, jakie daje mu ustawa, naprawdę może wykonać konkretną robotę dla swojego miasta. Tylko musi mieć do tego energię!

Twoja kampania wyborcza nie wygląda jak senatorska. Idziesz mocno w lokalne sprawy. Mało mówisz o rozwiązaniach systemowych dla kraju.

I na to przyjdzie czas. Zacząłem od pewnego sposobu komunikacji z wyborcami. Codziennie spędzam wiele godzin na ulicach i placach targowych, zbierając podpisy. Uruchomiłem również telefon interwencyjny, który codziennie przez godzinę odbieram osobiście. Jako senator będę to kontynuował, bo chcę być ambasadorem lokalnych spraw. Ale na tym nie koniec. Od lokalnych problemów będę przechodził do systemowych wniosków, projektów ustaw. Pierwsza propozycja już na początku września.

Nowością w kampanii jest na pewno wykorzystywanie YouTube, na którym publikujesz cykl filmików „Krajobraz Mazura”. Skąd pomysł, aby w taki sposób poprowadzić kampanię?

Zmiana generacyjna, którą obserwujemy, dokonuje się na każdym poziomie. Dziś politycy mają w swojej kieszeni narzędzia do tego, żeby mówić bezpośrednio do ludzi. Przy małych zasobach, bo to jedynie koszt abonamentu telefonicznego i internetu, można komunikować się bezpośrednio ze swoimi wyborcami. Ale na razie jest on rzadko wykorzystywany. Politycy wolą Twittera, bo to miejsce, gdzie mogą 24 godziny na dobę pojedynkować się między sobą. Nie służy im to jednak do komunikacji z wyborcami, ale z dziennikarzami, liderami opinii, innymi politykami. Wierzę, że kolejny krok to będzie właśnie YouTube i budowa społeczności wokół konkretnych spraw.

Zostaniemy jeszcze w tematyce kampanii wyborczej. Pod koniec maja napisałeś tekst i nagrałeś filmik o tym, że Beata Szydło stała się królową polskich płotów. W kampanii również wykorzystasz krakowskie płoty?

Chyba nie wystarczy mi odwagi. To, co zrobiła Beata Szydło z banerem na płocie w każdej małopolskiej wsi, wymaga ogromnej więzi emocjonalnej z wyborcą. Jednym z największych sukcesów polityka jest to, że ludzie przyznają się publicznie przed swoimi znajomymi do popierania takiej osoby. A ja jestem politycznym beniaminkiem. Nie wiem, czy tak krótka kampania do senatu pozwoli mi wywołać energię, żeby ludzie sami z siebie chcieli powiesić mój plakat.

Celowo w kampanii mówisz o sprawach, które bardziej przystają dla radnego miejskiego niż senatora?

Kraków jest dziś w specyficznym momencie. Kończy się era Jacka Majchrowskiego, a wraz z nią dochodzi do wyczerpania trzech motorów rozwojowych miasta. Pierwszym było postawienie na turystykę. Dziś widzimy, że turystyfikacja nie generuje zbyt wielu wysoko płatnych miejsc pracy, a do tego tworzy strukturalne problemy. Drugi wątek związany jest z BPO, których Kraków stał się potentatem w ostatnich latach. Wiemy, że te usługi mogą być coraz mniej atrakcyjne ze względu na rosnące płace w Polsce, a jednocześnie łatwo je przenieść. Potrzebujemy innej jakości miejsc pracy, bo inaczej grozi nam pułapka średniego dochodu. Trzeci wątek związany jest z jakością życia. Krakowianie chcą żyć w czystym mieście, gdzie nie ma smogu, a poruszanie się po nim nie jest katorgą. Do tego dochodzą rosnące aspiracje edukacyjne czy problem jakości przestrzeni wspólnej. Na każdy z tych problemów można odpowiedzieć tylko koordynując działania rządu i samorządu. Potrzebujemy zaangażowania i radnych, i prezydenta, i naszych parlamentarzystów.

Uruchomiłeś przed kilkoma dniami infolinię, na którą mogą zadzwonić krakowianie i powiedzieć o swoich problemach. Nie masz teraz narzędzi, aby móc rozwiązywać te sprawy, więc po co taki call center?

Ale my już pomogliśmy kilku osobom, o czym informowałem w sobotę na moim FB! Były to sprawy bardzo różne, od kwestii dofinansowania na wymianę pieca, po obywatelski projekt ustawy o emeryturach stażowych. Łączy je jedna rzecz: ludzie nie mają jednego „okienka”, do którego mogą przyjść i zgłosić dowolny problem z funkcjonowaniem instytucji publicznych. Gubią się, co jest domeną gminy, województwa, a co Funduszu Ochrony Środowiska czy konkretnego ministerstwa. Jeśli uda mi się zostać senatorem, to mam zamiar stworzyć coś w rodzaju Biura Interwencji Senatorskiej, by udrożnić komunikację na linii obywatel–państwo.

Jakiś senator tak już działa?

Na przykład Lidia Staroń z Olsztyna, która kiedyś była związana z Platformą Obywatelską. Zaczęła od ruchów lokatorskich, ale ostatnio zaliczyła sukces walcząc z firmą, która utylizowała akumulatory, trując przy okazji środowisko. Nikt nie mógł sobie z tym poradzić. Ona zaczęła interweniować do Najwyższej Izby Kontroli, prosiła o kontrolę ochrony środowiska – jako senator doprowadziła do tego, że została nałożona kara. Kolejny przykład bardzo aktywnego senatora, to Grzegorz Napieralski, były przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Wspominałeś już o Bogdanie Klichu, z którym będziesz musiał konkurować w tych wyborach. Będziesz miał jeszcze jednego kontrkandydata, czyli Rafała Komarewicza, szefa klubu prezydenta Majchrowskiego w radzie miasta. Którego bardziej się obawiasz?

Bogdan Klich jest politykiem, który miał swoje zasługi w okresie PRL-u. Z różnych źródeł wiem, że wykazywał się odwagą, za co darzę go szacunkiem. Był również bardzo aktywny jako poseł. W ostatnich ośmiu latach jego aktywność była jednak na tyle mała, że chyba mentalnie przeszedł już na polityczną emeryturę. Na własne życzenie.

A Rafał Komarewicz?

Widzę u Rafała Komarewicza determinację do tego, aby wybić się spośród innych radnych. Ma bardzo dobre kontakty w rożnych środowiskach. Natomiast chciałbym usłyszeć, jaką ma wizję dla Krakowa. Rafał Komarewicz przedstawiany jest jako jeden z możliwych następców Jacka Majchrowskiego. A skoro pewna wizja rozwoju się wyczerpuje, to powinien zaprezentować swój pomysł na miasto. Mam nadzieję, że ta kampania będzie do tego świetną okazją.